W Polsce właśnie zakończyły się wybory. Znowu. I znowu wiele kobiet pokazało, że potrafią z uśmiechem wrzucać do urny głos na kogoś, kto najchętniej zamknąłby je w kuchni, bez dostępu do antykoncepcji, z zakazem aborcji, prawa głosu i własnego zdania. Nawrocki, Mentzen, Braun – czy te nazwiska naprawdę nic wam, kobiety, nie mówią? A może mówią, tylko was to nie obchodzi?
Nie bójmy się tego powiedzieć: kobiety w Polsce głosują na oprawców, którzy chcą im odebrać resztki godności, które jeszcze zostały. Taki Nawrocki, zwolennik "tradycyjnych wartości", to człowiek, który uważa, że miejsce kobiety jest przy dziecku, przy zlewie i pod pantoflem męża. Mentzen? On nawet nie udaje – dla niego kobieta to wyborczo bezużyteczny byt, coś między inkubatorem a przeszkodą na drodze do "wolności gospodarczej". A Braun? Ten człowiek to żywy mem średniowiecza, który chciałby cofnąć nas o pięć wieków, gdzie kobieta była własnością mężczyzny, jak koń i sieczkarnia.
I co? Wy, kobiety, głosujecie na nich. Nie wszystkie, ale wystarczająco dużo, żeby było wstyd.
Czy wy naprawdę nie widzicie, co się dzieje? Kobiety w Polsce umierają, bo lekarze boją się ratować ich życie – bo może płód jeszcze oddycha. Umierają na porodówkach. Tracą zdrowie psychiczne i fizyczne, bo prawo jest przeciwko nim. Jesteście gnojone przez system, który wy same utrzymujecie przy życiu. To już nie jest patriarchat z odziedziczoną tradycją – to patriarchat, który ma wasz podpis na dole aktu zgonu.
A może nie chodzi o brak świadomości? Może to syndrom sztokholmski? Może naprawdę uwierzyłyście, że waszym powołaniem jest cierpienie w imię "rodziny", "narodu", "Boga" i tych wszystkich męskich narracji, które zbijają polityczny kapitał na waszym bólu?
Wiem, że ten felieton wkurzy. I dobrze. Bo jeżeli choć jedna kobieta po przeczytaniu tych słów poczuje piekący wstyd albo wściekłość, to znaczy, że jeszcze nie wszystko stracone.
Nie można mówić o prawach kobiet i jednocześnie głosować na ludzi, którzy chcą te prawa zniszczyć. To jakby wegetarianin głosował na rzeźnika roku. Albo Żyd głosował na neonazistę. To nie tylko absurd – to zdrada.
Nie, nie jestem fanką Trzaskowskiego. Nie głosowałam na niego w pierwszej turze. Nie kupuję jego uśmiechów, PR-owych frazesów ani tej wiecznej gry środka, która czasem bardziej wkurza niż otwarta nienawiść. Ale jestem dorosła i wiem, że wybory to nie wybór idealnego kandydata z marzeń, tylko realnej osoby, która ma największe szanse zatrzymać tych, którzy chcą mnie – kobietę – sprowadzić do roli biernego przedmiotu. Dlatego wybieram lepsze zło. Bo to gorsze zło już nie tylko puka do drzwi. Ono wchodzi z buciorami, pluje na nasze prawa i z uśmiechem mówi, że "taka jest natura kobiety". Trzaskowski to nie wybawiciel. Ale to zapora przed polityczną czarną dziurą. I dziś – to wystarczająco dużo.
Polki, obudźcie się! Wasze córki będą rodzić w bólu i umierać w ciszy, jeśli dalej będziecie wspierać tych, którzy chcą z was zrobić niewolnice. Macie głos – używajcie go mądrze. Bo każdy krzyżyk postawiony przy nazwisku kobieto-nienawidzącego polityka, to podpis pod własnym wyrokiem.
Źródło zdjęcia
Nie bójmy się tego powiedzieć: kobiety w Polsce głosują na oprawców, którzy chcą im odebrać resztki godności, które jeszcze zostały. Taki Nawrocki, zwolennik "tradycyjnych wartości", to człowiek, który uważa, że miejsce kobiety jest przy dziecku, przy zlewie i pod pantoflem męża. Mentzen? On nawet nie udaje – dla niego kobieta to wyborczo bezużyteczny byt, coś między inkubatorem a przeszkodą na drodze do "wolności gospodarczej". A Braun? Ten człowiek to żywy mem średniowiecza, który chciałby cofnąć nas o pięć wieków, gdzie kobieta była własnością mężczyzny, jak koń i sieczkarnia.
I co? Wy, kobiety, głosujecie na nich. Nie wszystkie, ale wystarczająco dużo, żeby było wstyd.
Czy wy naprawdę nie widzicie, co się dzieje? Kobiety w Polsce umierają, bo lekarze boją się ratować ich życie – bo może płód jeszcze oddycha. Umierają na porodówkach. Tracą zdrowie psychiczne i fizyczne, bo prawo jest przeciwko nim. Jesteście gnojone przez system, który wy same utrzymujecie przy życiu. To już nie jest patriarchat z odziedziczoną tradycją – to patriarchat, który ma wasz podpis na dole aktu zgonu.
A może nie chodzi o brak świadomości? Może to syndrom sztokholmski? Może naprawdę uwierzyłyście, że waszym powołaniem jest cierpienie w imię "rodziny", "narodu", "Boga" i tych wszystkich męskich narracji, które zbijają polityczny kapitał na waszym bólu?
Wiem, że ten felieton wkurzy. I dobrze. Bo jeżeli choć jedna kobieta po przeczytaniu tych słów poczuje piekący wstyd albo wściekłość, to znaczy, że jeszcze nie wszystko stracone.
Nie można mówić o prawach kobiet i jednocześnie głosować na ludzi, którzy chcą te prawa zniszczyć. To jakby wegetarianin głosował na rzeźnika roku. Albo Żyd głosował na neonazistę. To nie tylko absurd – to zdrada.
Nie, nie jestem fanką Trzaskowskiego. Nie głosowałam na niego w pierwszej turze. Nie kupuję jego uśmiechów, PR-owych frazesów ani tej wiecznej gry środka, która czasem bardziej wkurza niż otwarta nienawiść. Ale jestem dorosła i wiem, że wybory to nie wybór idealnego kandydata z marzeń, tylko realnej osoby, która ma największe szanse zatrzymać tych, którzy chcą mnie – kobietę – sprowadzić do roli biernego przedmiotu. Dlatego wybieram lepsze zło. Bo to gorsze zło już nie tylko puka do drzwi. Ono wchodzi z buciorami, pluje na nasze prawa i z uśmiechem mówi, że "taka jest natura kobiety". Trzaskowski to nie wybawiciel. Ale to zapora przed polityczną czarną dziurą. I dziś – to wystarczająco dużo.
Polki, obudźcie się! Wasze córki będą rodzić w bólu i umierać w ciszy, jeśli dalej będziecie wspierać tych, którzy chcą z was zrobić niewolnice. Macie głos – używajcie go mądrze. Bo każdy krzyżyk postawiony przy nazwisku kobieto-nienawidzącego polityka, to podpis pod własnym wyrokiem.
Źródło zdjęcia