Kiedyś usłyszałam zdanie: „Nie dorastamy po to, by zostawić dom, ale by zabrać go ze sobą”. Brzmiało jak banał – do momentu, w którym zorientowałam się, że coś w tym jest. Przecież każdy z nas, świadomie czy nie, odtwarza w dorosłym życiu emocjonalny klimat swojego dzieciństwa. Jedni odtwarzają go w małżeństwie, inni w relacjach zawodowych, jeszcze inni – w sposobie, w jaki sami siebie traktują. I wcale nie chodzi tu o wielkie dramaty, ale o codzienność. O ten cichy ton, w jakim mówimy do siebie w myślach.
Kiedy w dorosłym życiu ganię się za błąd – niemal słyszę znajomy głos z dzieciństwa: „Ty nigdy nie robisz niczego dobrze”. A kiedy uda mi się coś wyjątkowego, wtedy, z zaskakującą ostrożnością, mówię sobie: „Brawo, dasz radę”. To nie są słowa wyciągnięte z próżni. To echo. Echo rozmów, krzyków, a czasem milczenia, które kształtowało mnie przez lata.
Ilu z nas zorientowało się nagle, że nasz szef ma charakter ojca, a partnerka przypomina matkę? Nie dlatego, że szukamy zamienników, ale dlatego, że taki układ znamy najlepiej. Tak jakbyśmy całe życie próbowali zagrać tę samą scenę – tylko z nową obsadą.
Łatwo byłoby teraz wskazać winnych. Oskarżyć rodziców o to, że nie nauczyli nas miłości do siebie, że przekazali strach zamiast pewności. Tylko że oni także byli uczniami w tej samej szkole. Ofiarami ofiar, jak ktoś trafnie powiedział. Ich rodzice też mieli ograniczone narzędzia, często oparte na surowości, lęku i schematach, które powtarzano pokoleniami. Gdybyśmy zapytali matkę, dlaczego była tak wymagająca, a ojca, dlaczego był tak milczący, moglibyśmy usłyszeć opowieści o ich własnych dzieciństwach – pełnych rygoru, biedy, niepewności.
Niektórzy wierzą, że sami wybieramy rodziców, zanim pojawimy się na świecie. Że to świadoma decyzja – wziąć udział w lekcji, którą potem przez lata próbujemy odrobić. Brzmi metafizycznie, ale nawet jeśli potraktować to jako metaforę, jest w tym sens. Może naprawdę wybieramy trudne relacje po to, by zmierzyć się z własnym odbiciem? Bo przecież często to, co najbardziej nas uwiera, staje się największą motywacją do zmiany.
Przyglądając się swojemu życiu, można zauważyć pewien wzór: to samo doświadczenie wraca, tyle że w innym kostiumie. Wciąż przyciągam krytycznych ludzi? Być może to odbicie mojego własnego wewnętrznego krytyka. Wciąż trafiam na partnerów, którzy nie okazują czułości? Może sam w głębi nie wierzę, że na nią zasługuję. To powtarzanie aż do znudzenia – aż w końcu zrozumiemy, że lekcja nie leży na zewnątrz, tylko w środku.
Dobra wiadomość jest taka, że przeszłość, choć silna, nie jest wyrokiem. Wszystkie dawne słowa – te raniące i te wspierające – już się wydarzyły. To, co naprawdę mamy w rękach, to teraźniejszość. Chwila obecna, w której pojawia się nowa myśl. To właśnie ona – nie wczorajsza, nie sprzed dekady – staje się materiałem, z którego utkamy przyszłość.
Felieton nie byłby felietonem, gdybym nie zadała pytania prowokacyjnego: jaką myśl masz w głowie właśnie teraz? Jest budująca czy podcina ci skrzydła? Chcesz, żeby jutro miało jej kształt? Jeśli nie, odłóż ją na bok jak zniszczoną płytę. Jeśli tak, powtarzaj jak mantrę. To może wydawać się dziecinnie proste, ale czyż nie od najprostszych rzeczy zależy to, jak wygląda nasze życie?
Może więc dorastanie to nie sztuka odcięcia się od domu, ale świadomego wybierania, co z niego zabieramy. Klimat dzieciństwa będzie nam towarzyszył zawsze, ale to my decydujemy, czy ma być duszny i ciężki, czy też stanie się lekkim powiewem, który przypomina o tym, że możemy kochać – siebie i innych – lepiej, niż nauczyli nas kiedyś.
Źródło zdjęcia
Niezłe Ziółko:
Strona
Instagram
TikTok
Kiedy w dorosłym życiu ganię się za błąd – niemal słyszę znajomy głos z dzieciństwa: „Ty nigdy nie robisz niczego dobrze”. A kiedy uda mi się coś wyjątkowego, wtedy, z zaskakującą ostrożnością, mówię sobie: „Brawo, dasz radę”. To nie są słowa wyciągnięte z próżni. To echo. Echo rozmów, krzyków, a czasem milczenia, które kształtowało mnie przez lata.
Ilu z nas zorientowało się nagle, że nasz szef ma charakter ojca, a partnerka przypomina matkę? Nie dlatego, że szukamy zamienników, ale dlatego, że taki układ znamy najlepiej. Tak jakbyśmy całe życie próbowali zagrać tę samą scenę – tylko z nową obsadą.
Łatwo byłoby teraz wskazać winnych. Oskarżyć rodziców o to, że nie nauczyli nas miłości do siebie, że przekazali strach zamiast pewności. Tylko że oni także byli uczniami w tej samej szkole. Ofiarami ofiar, jak ktoś trafnie powiedział. Ich rodzice też mieli ograniczone narzędzia, często oparte na surowości, lęku i schematach, które powtarzano pokoleniami. Gdybyśmy zapytali matkę, dlaczego była tak wymagająca, a ojca, dlaczego był tak milczący, moglibyśmy usłyszeć opowieści o ich własnych dzieciństwach – pełnych rygoru, biedy, niepewności.
Niektórzy wierzą, że sami wybieramy rodziców, zanim pojawimy się na świecie. Że to świadoma decyzja – wziąć udział w lekcji, którą potem przez lata próbujemy odrobić. Brzmi metafizycznie, ale nawet jeśli potraktować to jako metaforę, jest w tym sens. Może naprawdę wybieramy trudne relacje po to, by zmierzyć się z własnym odbiciem? Bo przecież często to, co najbardziej nas uwiera, staje się największą motywacją do zmiany.
Przyglądając się swojemu życiu, można zauważyć pewien wzór: to samo doświadczenie wraca, tyle że w innym kostiumie. Wciąż przyciągam krytycznych ludzi? Być może to odbicie mojego własnego wewnętrznego krytyka. Wciąż trafiam na partnerów, którzy nie okazują czułości? Może sam w głębi nie wierzę, że na nią zasługuję. To powtarzanie aż do znudzenia – aż w końcu zrozumiemy, że lekcja nie leży na zewnątrz, tylko w środku.
Dobra wiadomość jest taka, że przeszłość, choć silna, nie jest wyrokiem. Wszystkie dawne słowa – te raniące i te wspierające – już się wydarzyły. To, co naprawdę mamy w rękach, to teraźniejszość. Chwila obecna, w której pojawia się nowa myśl. To właśnie ona – nie wczorajsza, nie sprzed dekady – staje się materiałem, z którego utkamy przyszłość.
Felieton nie byłby felietonem, gdybym nie zadała pytania prowokacyjnego: jaką myśl masz w głowie właśnie teraz? Jest budująca czy podcina ci skrzydła? Chcesz, żeby jutro miało jej kształt? Jeśli nie, odłóż ją na bok jak zniszczoną płytę. Jeśli tak, powtarzaj jak mantrę. To może wydawać się dziecinnie proste, ale czyż nie od najprostszych rzeczy zależy to, jak wygląda nasze życie?
Może więc dorastanie to nie sztuka odcięcia się od domu, ale świadomego wybierania, co z niego zabieramy. Klimat dzieciństwa będzie nam towarzyszył zawsze, ale to my decydujemy, czy ma być duszny i ciężki, czy też stanie się lekkim powiewem, który przypomina o tym, że możemy kochać – siebie i innych – lepiej, niż nauczyli nas kiedyś.
Źródło zdjęcia
Niezłe Ziółko:
Strona
TikTok

