Na przełomie lat 60-tych i 70-tych minionego wieku miał miejsce pewien eksperyment naukowy, który zasłużył sobie dziś na miano wydarzenia epokowego. Ma swoich piewców, ale również zagorzałych krytyków. Przede wszystkich jednak wciąż wywołuje emocje i daje zaczyn pod intelektualną dyskusję. Nic dziwnego. Wszakże podejmuje ważką tematykę, zaś wnioski płynące z przeprowadzonych badań mogą jeżyć włosy na głowie. O co cały ten raban? Wszystkiemu winne całkiem pokaźne stadko myszek płci obu... Idea była prosta i pokrótce przedstawiała się tak - dla wyselekcjonowanej, początkowo nielicznej grupy myszy, stworzono niemal idealne warunki dla ich rozwoju. Miały żyć komfortowo i sukcesywnie zwiększać liczebność swojej populacji. Jawi się jak idylla. Mysia wersja dawnej polskiej zasady: jedz, pij i popuszczaj pasa...
Calhoun i jego gryzonie
Mózgiem przedwsięzięcia był amerykański etolog John B. Calhoun. Dla zmarłego w 1995 roku naukowca nie była to pierwszyzna. Już wcześniej z sukcesami pracował z innymi przedstawicielami myszowatych - szczurami. Z tego okresu pochodzi wymyślony przez niego termin zlewu behawioralnego. Prawdziwą sławę i uznanie środowiska dała mu dopiero mysia utopia.
Zapewniono im cieplarniane środowisko bytowania. Dostęp do pokarmu, wody czy materiałów służących gniazdowaniu był całkowicie nieskrępowany. Myszki były medycznie monitorowane, aby zapobiec ewentualnym chorobom. Dbano o odpowiednią temperaturę. Rzecz jasna zostały odseparowane od wszelkich naturalnych drapieżników.
Jedyną niedogodnością była ograniczona przestrzeń, w której przyszło im funkcjonować. Siedliskiem była metalowa zagroda o podstawie kwadratu (bok miał ok. 2,5 m) i wysokości sięgającej 1,5 m bez mała. Z każdej ze ścian prowadziły 4 tunele do budek lęgowych, pojemników z żywnością i dystrybutorów wody.
Realny projekt rozpoczął się wraz z wpuszczeniem pierwszych myszy (po 4 samice i samce). To im miała przypaść rola protoplastów tworzącej się kolonii. Pierwszy miot pojawił się po ok. 100 dniach. Na tym etapie zwierzęta poznawały się nawzajem i miejsce żerowania. Nie były ufne i jadły oddzielnie oraz wyznaczały granice swego terytorium.
Następnie mamy do czynienia ze skokowym wzrostem populacji. Dominujące samce mają więcej potomstwa aniżeli te słabsze. Następują wzmożone interakcje między mieszkańcami osady. Prosperity trwa w najlepsze. Wydaje się, że utopijne mrzonki nabierają kształtów świata rzeczywistego.
Nasycenie prowadzące do upadku
Wszystko wyhamowuje po jakiś 10 miesiącach. Gryzonie nie kopulują już na potęgę. Przyrost naturalny zwalnia. Pojawiają się pierwsze rysy w tym pozornie idealnym świecie. Wraz z zaludnianiem się klatki rośnie agresja. Gęstniejąca atmosfera nie zwiastuje niczego dobrego. Okres ten nazwano etapem stagnacji. Jest najbardziej brutalny, lecz daje najwięcej do myślenia. Trwa do ok. 600 dnia od momentu zasiedlenia.
Dominujące samce jakby mniej są ochocze (zdolne) do obrony swego terytorium oraz samic. Ich popęd seksualny spada. Skupiają się za to na jedzeniu i dbaniu o futerko. Osamotnione z kolei samice stają się coraz agresywniejsze, przyjmując role nadane płci przeciwnej. Co gorsza atakują własne młode, ranią je, a nawet przedwcześnie wyrzucają z gniazda. Tak powstaje generacja młodych osobników stadnie upośledzonych. Nie nabyły one od rodziców odpowiedniej wiedzy jak współuczestniczyć w grupie z innymi przedstawicielami swojego gatunku.
Zanika tu zdolność do prokreacji oraz wychowywania potomstwa. Frasuje również sytuacja samców wycofanych. Osobniki przegrały wcześniej rywalizację o dostęp do samic i są w szarej strefie. Wśród nich, o dziwo, następuje wzrost agresji względem innych wycofanych samców. Tak, że najsłabsze są ofiarami wielokrotnych ataków i widać rany na ich ciele. Pojawia się aspekt kontrowersyjny. Pomijany czasem w analizie eksperymentu - czyżby efekt poprawności politycznej?
Szerzyć się zaczyna homoseksualizm. Słabsze samce są nagabywane do współżycia przez silniejsze jednostki. Wielkość populacji osiąga swój rekordowy pik sięgający 2 200 osobników. Daleko jednak do osiągnięcia pełnego zasiedlenia mysiego wszechświata, który przyswoić takowych może przeszło 3 800.
Imperium ma gliniane nogi i kolaps jest kwestią czasu. Fazą ostatnią jest wymieranie kolonii myszy. Nie ma nowych miotów. Ostatni stosunek seksualny pomiędzy parą odbył się ok. 900 dnia. Organizmy samic potrafią wchłaniać własne płody (naturalna antykoncepcja). Przyroda stawia głośne veto! Grupa z wolna się kurczy pośród powszechnej apatii oraz braku interakcji.
Pojawia się nowy model gryzonia, nazywany Pięknisiem. To osobniki skupione na zaspokajaniu podstawowych potrzeb wegetacyjnych, skrupulatnie dbające o swoją higienę oraz wygląd. Nie biorą udziału w walkach ani zalotach. Są bardzo zadbane, ale przejawiają niski poziom inteligencji. Dogorywanie trwa aż 900 dni. Padnięcie ostatniej myszy kończy ten smutny obraz - nie upływa 1 600 doba eksperymentu. Aby zwiększyć wiarygodność badań powtarzano je parokrotnie. Przebieg wydarzeń się powielał niczym akcja „Dnia świstaka”, jednak w odróżnieniu od filmu, bez szczęśliwego zakończenia dla głównych bohaterów.
Dominujące samce jakby mniej są ochocze (zdolne) do obrony swego terytorium oraz samic. Ich popęd seksualny spada. Skupiają się za to na jedzeniu i dbaniu o futerko. Osamotnione z kolei samice stają się coraz agresywniejsze, przyjmując role nadane płci przeciwnej. Co gorsza atakują własne młode, ranią je, a nawet przedwcześnie wyrzucają z gniazda. Tak powstaje generacja młodych osobników stadnie upośledzonych. Nie nabyły one od rodziców odpowiedniej wiedzy jak współuczestniczyć w grupie z innymi przedstawicielami swojego gatunku.
Zanika tu zdolność do prokreacji oraz wychowywania potomstwa. Frasuje również sytuacja samców wycofanych. Osobniki przegrały wcześniej rywalizację o dostęp do samic i są w szarej strefie. Wśród nich, o dziwo, następuje wzrost agresji względem innych wycofanych samców. Tak, że najsłabsze są ofiarami wielokrotnych ataków i widać rany na ich ciele. Pojawia się aspekt kontrowersyjny. Pomijany czasem w analizie eksperymentu - czyżby efekt poprawności politycznej?
Szerzyć się zaczyna homoseksualizm. Słabsze samce są nagabywane do współżycia przez silniejsze jednostki. Wielkość populacji osiąga swój rekordowy pik sięgający 2 200 osobników. Daleko jednak do osiągnięcia pełnego zasiedlenia mysiego wszechświata, który przyswoić takowych może przeszło 3 800.
Imperium ma gliniane nogi i kolaps jest kwestią czasu. Fazą ostatnią jest wymieranie kolonii myszy. Nie ma nowych miotów. Ostatni stosunek seksualny pomiędzy parą odbył się ok. 900 dnia. Organizmy samic potrafią wchłaniać własne płody (naturalna antykoncepcja). Przyroda stawia głośne veto! Grupa z wolna się kurczy pośród powszechnej apatii oraz braku interakcji.
Pojawia się nowy model gryzonia, nazywany Pięknisiem. To osobniki skupione na zaspokajaniu podstawowych potrzeb wegetacyjnych, skrupulatnie dbające o swoją higienę oraz wygląd. Nie biorą udziału w walkach ani zalotach. Są bardzo zadbane, ale przejawiają niski poziom inteligencji. Dogorywanie trwa aż 900 dni. Padnięcie ostatniej myszy kończy ten smutny obraz - nie upływa 1 600 doba eksperymentu. Aby zwiększyć wiarygodność badań powtarzano je parokrotnie. Przebieg wydarzeń się powielał niczym akcja „Dnia świstaka”, jednak w odróżnieniu od filmu, bez szczęśliwego zakończenia dla głównych bohaterów.
Przestroga dla ludzkości?
Pomysłodawca mysiej utopii nie gryzł się w język i wygłaszał odważne stwierdzenia. Marny los skoszarowanych myszek miał odzwierciedlać ponurą przyszłość nas, ludzi! Główne zagrożenie Calhoun upatrywał w wysokim przyroście naturalnym człowieka i idący za tym problem przeludnienia. Kurcząca się przestrzeń do życia, brak podaży ról społecznych (spora część populacji znajduje się na marginesie zbiorowego życia) oraz wszechobecna presja licznej konkurencji - nieuchronnie doprowadzić ma do zniszczenia budowanych przez pokolenia skomplikowanych interakcji społecznych.
W konsekwencji zbiorowość jest niezdolna do normalnego funkcjonowania, degeneruje się mentalnie i następuje zagłada. Mrowie ludzi tylko zwiększa proces alienowania się jednostek - każdy zajmuje się jedynie sobą. Królują samotność i apatia bądź agresja. Starodawne normy zachowań odchodzą w niepamięć. Pojawia się wręcz moralna degrengolada. Calhoun odnosił taki stan rzeczy do przekazu biblijnego, gdzie śmierć fizyczną ma poprzedzać śmierć mentalna. Ukuł frazę śmierć do kwadratu.
Minusy i plusy
Pora krytyczne spojrzeć na całą sprawę. Po pierwsze, badacz skupia swą uwagę głównie na patologicznym zaludnianiu się. Cóż, pokrywa się to z modą bicia w tarabany, że ludzi jest za dużo. W elitach rządowych i inteligenckich takie tezy mają poklask. Za tym idą apanaże, granty, fundusze...
Do czego może to doprowadzić? W najlepszym razie do rozwoju proksemicznej wiedzy (jak przestrzeń wpływa na relacje międzyludzkie). Gorzej, gdy pójdzie to w stronę działań depopulacyjnych lub wręcz eugenicznych - aborcja, eutanazja, wywoływanie bezpłodności itd. Historia to już przerabiała i nie trzeba powtórki z dramatu. Skądinąd, ciągły przyrost populacji również jest destrukcyjny...
To trudne tematy, na które nie ma idealnego rozwiązania. Po drugie, samo zrównanie myszy i człowieka wydaje się niepoważne. Jak zauważa Piotr Marszałkowski, autor popularnego bloga z zakresu psychologii/socjologii, sam mózg myszy jest nieporównanie mniej złożony niż ludzki. Ponadto gryzoń, nie myśli abstrakcyjnie i działa jedynie pod wpływem instynktów (nie jest zdolny do poświęceń). Po trzecie, badanie przeprowadzono w obszarze zamkniętym. To bardziej przypomina zakład penitencjarny, a nie osiedle czy miejską dzielnicę.
Zwierzęta nie miały możliwości emigracji, która rozładowałaby powstałe napięcia i dała nowe możliwości. Klatka jest środowiskiem sztucznym. Jednakże widać trochę analogii do świata człowieka oraz jego zagwozdek. Może są to przypadkowe i punktowe zbieżności, niemniej tworzą niepokój.
Na wstępie warto rzucić w eter hasło społeczeństwo dobrobytu. Kraje umownego Zachodu wydają się mieć podobne problemy, co myszki z fazy stagnacji. W wyniku wielowiekowej dominacji gospodarczej i politycznej, państwa te dorobiły się bogactwa oraz całkiem sporej klasy średniej. Głód został wyeliminowany, a poziom wiedzy medycznej i opieki szpitalnej jest bardzo wysoki. Czy mają one jednak do czynienia z nieprzebranymi tłumami obywateli?
Nie za bardzo... zaś problemy znajome. Nie będzie zbyt zaskakująca teza, że rozsadnikiem struktury tych krajów jest... błogostan. Ludzie w tych krajach w dużej mierze nie walczą o przetrwanie, tylko powiększają swe majątki.
Calhoun nie docenił destrukcyjnego wpływu kapitalizmu, a zwłaszcza konsumpcjonizmu na tkankę społeczną. Słowem dygresji, nie jest to pochwała jakichś form komunizmu - system z natury swojej patologiczny. Obraz tych społeczeństw wygląda tak: mają dużo zasobów pieniężnych i niemałe domy, w których nie ma zasadniczo dzieci (no może jedynaki). Dominuje wygoda i niedojrzałość emocjonalna. Jakby poszerza się grono osób biologicznie bezpłodnych.
Zastanawia także kwestia samego współżycia seksualnego (oziębłość kobiet i problemy z męską erekcją), który nierzadko przyjmuje formy dewiacji. Dobrze się mają za to firmy z branży estetyki naturalnej, kosmetologii czy stomatologii. Mężczyzna przychodzący do salonu piękności nie jest już obiektem drwin.
Powszechne jest popieranie pacyfizmu. Chłopcy stają się zniewieściali, a u dziewcząt widoczny jest wzrost agresji oraz łamanie norm obyczajowych.
Istnieją getta. W dzielnicach biedy brak perspektyw i tam nie brakuje aktów przemocy oraz przestępczości. Ci ludzie są wykluczeni ze społeczeństwa. Mają ograniczony dostęp do dóbr kultury i zasobów materialnych. Jakość nauczania spada, a kolejne pokolenia są jakby głupsze i wykazują się infantylnością.
Najbardziej calhounowskiemu modelowi odpowiada współczesna Japonia. Niezwykle zaludniona, a mająca problemy takie jak inne kraje gospodarczego topu, tylko że jeszcze bardziej karykaturalne. Ludzi jest bardzo dużo i żyją w ciągłej presji (silnie hierarchiczna struktura społeczna). Pary kopulują ze sobą rzadko, a o dziwnych upodobaniach seksualnych mieszkańców Kraju kwitnącej wiśni można pisać książki.
Frapującym zjawiskiem socjologicznym są hikikomori. Chodzi głównie o młodych mężczyzn, którzy odseparowali się ze społeczeństwa tak bardzo, że nie opuszczają drzwi mieszkań.
Upadki historycznych imperiów też warte są zastanowienia. Co prawda podłożem był niesprawny system gospodarczy, ale łączył je także rozkład moralny. Dziś zachwycamy się starożytną Grecją, jej dokonaniami naukowymi i filozofią. W sumie słusznie. Nie wolno jednak zapomnieć, że na panów w tunikach pracowali niewolnicy. Dzięki czemu ci pierwsi poddawali się rozkoszom życia - nie chodzi tylko o śpiew, spożywanie wina. Normą były akty seksualne nauczycieli ze swoimi uczniami. Oczywiście, całe te mysie rozważania mogą być nową odsłoną popielowej wieży, opowiadanej z wieczora niesfornym dzieciom. Istnieje taka możliwość. Utarło się mówić jednak, iż w każdej bajce jest ziarno prawdy.